Kościół św. Andrzeja Boboli w Miliczu


Bim bam, bim bam, bim bam. Kościelne dzwony słychać w całym Miliczu. Mama parkuje czerwone autko  i już za chwilę obie z Ulą idą obejrzeć kościół Łaski. Jest wcześnie rano, spacerują do koła, zamkniętej o tej porze świątyni.

Szachownica elewacji od razu przypomina turystkom inne dolnośląskie szachulcowe budowle, a Mama przypomina Uli, że w białych kwadratach jest glina i słoma, natomiast czarne linie to drewniane belki. Ogromna i ważna budowla nie została zbudowana z cegły albo kamienia, bo miała być z założenia nietrwała, miał ją zdmuchnąć byle powiew historii.
 Dawno, dawno temu, protestanci i katolicy toczyli między sobą wojny. Wybudować protestancką świątynię, w kraju, gdzie cesarzem był katolik - to wymagało zkomplikowanych negocjacji. Jednym z warunków ustalonych podczas takich rozmów były nietrwałe materiały - drewno, glina, słoma, a nie cegły i kamienie. I właśnie podczas takich rozmów zdecydowano o wybudowaniu kościoła w Miliczu.
Szczęśliwie dla turystów, także tych z czerwonego autka milicki kościół przetrwał wieki.






Komentarze