O Króliku i Uli, którzy razem zwiedzali Dolny Śląsk. Bajeczki na dobranoc



Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyła sobie rodzina królików.

Mama i Tata wraz z całą gromadką króliczątek mieszkali w przytulnej norce w konarach ogromnego drzewa. Spokojne leśne życie zakłócane było najczęściej jesienią, kiedy to z drzew spadały szyszki albo kasztany, albo żołędzie. Te wyjątkowo twarde dary jesieni czasem spadały na leśne runo a czasem na głowę kicającego królika. Ot, taka bolesna niedogodność. 
Długouche zwierzaki bardzo lubiły mniejsze lub większe wycieczki i wybierały się na nie od czasu do czasu. 
Najstarszy brat - Królik był bardzo, bardzo ciekawy tego, co jest poza granicą lasu. Żeby to sprawdzić wyruszył na wyprawę badawczą. Szedł, szedł i szedł aż doszedł do skraju wielkiego miasta. Tam spotkał małą dziewczynkę w różowych okularach. Najpierw ją usłyszał, bo pięknie i głośno śpiewała a potem zobaczył, jak bawiła się przed swoim domem. Podszedł, i przywitał się. Po pół godzinie dziewczynka i królik byli już przyjaciółmi. Dziewczynka była tak samo ciekawa świata poza swoim ogrodem, jak Królik świata za granicą lasu. Postanowili więc poznać go razem i wspólnie wyruszać na wyprawy, wycieczki i spacery. 




Tylko, że dzieci ani ludzkie ani królicze nie mogą same podróżować ani spacerować, dlatego na wycieczki postanowili jeździć albo z Mamą Uli (bo tak miała na imię ta dziewczynka) jej czerwonym autem albo z całą króliczą rodziną ich autobusem. Tak naprawdę najczęściej wyglądało to tak, że najpierw jechało czerwona autko a za nim cały autobus pełen królików. Wszyscy razem poznawali Dolny Śląsk. Mieli mnóstwo przygód. 



Kilka słów o tym, dlaczego opowiadam Uli o historii, kulturze, architekturze, sztuce, przyrodzie i wszystkich tych innych dziwnych, humanistycznych rzeczach.

Opowiadanie dzieciom świata to coś zupełnie naturalnego. Każdy rodzic robi to od pierwszych chwil swojego dziecka, a dziecko, nawet to bardzo, bardzo malutkie wszystko rozumie.

Rozmowa zaczyna się jeszcze przed narodzinami. Rozmowa, która buduje więzi, rozmowa trochę dziwna (ale tylko z pozoru) i nieoczywista, bo jedna strona (ta młodsza) reaguje ruchem, dotykiem, wyrazem twarzy, potem dźwiękiem, uśmiechem, a słowem dopiero później, jak już się oczywiście nauczy mówić.

Maluszek nie podyskutuje o konstrukcji gotyckiego sklepienia, ale na nie popatrzy, jeśli rodzic mu je pokaże. Rodzic, który opowiada dziecku codzienność, nawet tą abstrakcyjną, naukową albo zgodną z jego zainteresowaniami bardzo szybko znajduje sposób komunikacji ze swoim dzieckiem. Może nawet ma większą szansę nie stracić go kilkanaście lat później w czasie dojrzewania.

Codzienne spacery i małe wyprawy z wózkiem mogą być świetnym pretekstem do opowiadania świata widzianego z perspektywy wózka. A jeśli na trasie znajdzie się gotycka katedra albo dąb pomnik przyrody to dlaczego o nim nie opowiedzieć?

Takie “rodzicowe” opowiadanie jest szczególnie ważne przed i w trakcie wyjazdów wakacyjnych i wycieczek w nieznane maluchowi miejsce. Rodzic, który opowiada dziecku o otoczeniu, w którym się znajduje umacnia poczucie bezpieczeństwa swojego malucha, rozbudza ciekawość i powoduje, że dziecko się czuje pewniej.

A jak już dziecko nauczy się mówić to dopiero zaczynają się przygody, ale o tym, będzie ciąg dalszy

I właśnie o opowiadaniu świata jest ten blog. Opowiadam go Uli już dobrych kilka lat, pokazuję jej to co jest blisko i korzystam, jak się da. A kluczem do udanych wycieczek i spacerów są właśnie opowieści. Już nie tylko moje. Wszystkie te powyżej opisane wymyśliła ona.
Ciąg dalszy opowieści o Uli i Króliku i o Dolnym Śląsku i o moich przemyśleniach na temat dziecka na Dolnym Śląsku, Dolnego Śląska dla dzieci i bliższych i dalszych podróży nastąpi.

Komentarze