Willa Dębowa, Bielawa


Dzisiaj czerwone auto zamieniło się w wehikuł czasu. Ula i Mama mijając tablicę z napisem Bielawa zaczęły sobie wyobrażać, jak to miasto wyglądało sto lat temu. Kasyno, kino i prywatne lotnisko, domy wille i pałac, ale przede wszystkim fabryka. Fabryka produkująca tekstylia: koszulki, bluzki, spodnie, koce, pościele ręczniki. Wszystko należało do jednego, bardzo bogatego człowieka. Na nazwisko miał Dierig.
Czerwone autko mknęło przez Bielawę, położoną u stup Gór Sowich, wydawało się, że zaraz skończy się asfalt, że zaraz zacznie się górski szlak, drzewa rosły coraz gęściej, droga była coraz bardziej stroma, na poboczu stał znak: "ślepa uliczka", który czerwone autko minęło, w ogóle się nim nie przejmując. W końcu zatrzymało się przed kutą bramą prowadzącą do ogrodu. Spomiędzy drzew wyłaniała się willa. 
Mama i Ula wysiadły z auta i chwilę patrzyły z zachwytem na otoczenie. Willa też należała kiedyś do tego bogatego człowieka. Może w niej mieszkał, a może tylko odpoczywał? Po wielu latach, po wielkiej wojnie, kiedy Bielawa się zmieniła a rodzina Dierigów wyjechała do zachodnich Niemiec w tej willi leczyły się dzieci chore na gruźlicę. Przyjemnie musiało się wracać do zdrowia w scenerii przypominającą tę z "Tajemniczego ogrodu". Potem znowu wszystko się zmieniło i dziś odpoczywają tu turyści. 
Obie turystki nie stały długo, ogród kusił świeżością i zielenią, pobiegły więc się nim nacieszyć... 










Komentarze