Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej, Krzeszów


Dawno, dawno temu, podczas wielkiej budowy nowych kościołów i zabudowań potrzebnych zakonnikom w Krzeszowie miało miejsce pewne zabawne wydarzenie. Michael Willmann akurat pracował nad freskami w kościele św. Józefa, na mokrym jeszcze tynku wyczarowywał wspaniałe obrazy.
Praca nie szła mu zbyt szybko, bo wieczory spędzał w karczmie, co bardzo nie podobało się opatowi - zleceniodawcy prac i można by powiedzieć jego szefowi. Dlatego Kiedy Willmann zbyt długo pracował nad malunkiem, na którym Maryja i Józef przybywają do Betlejem opat wymyślił pewien plan. Wieczorem, kiedy malarz już kończył malowanie i szykował się do wyjścia opat zamknął go w kościele na klucz. Oczywiście po to, żeby całą noc pracował, a nie raczył się winem.
Kiedy przyszedł rano, fresk był ukończony, ale jego autor z szelmowskim uśmiechem poinformował opata, że i tak był w karczmie. Namalowany karczmarz wychylający się z namalowanej karczmy miał namalowaną twarz Michaela Willmanna. I tak zostało do dziś.
Dawne opactwo w Krzeszowie tętniło życiem i ludźmi, Ula nie tylko słuchała niezwykłych historii, ale też słuchała muzyki organowej i podziwiała. Mnóstwo złota, rzeźb, obrazów, aniołków i zwieńczenia dwóch wież przypominające najdziwniejsze egzotyczne kwiaty zrobiły na niej wrażenie. Nie uwierzyła Mamie, kiedy ta powiedziała jej, że nie wszyscy lubią barok. 









  

Komentarze

  1. Cudne jest to Sanktuarium. Masz dar opowiadania. Muszę tam znowu pojechać. Dziękuję za ten wpis:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz