Samolotem też można dotrzeć na Dolny Śląsk

Niedługo mija rok od naszej (czyli mojej i Uli) pierwszej wyprawy samolotem. Tak dla ścislości. Ula leciała pierwszy raz i ja też, pierwszy raz. W związku z tym wyprawa ta wiązała się z mnóstwem emocji, przygotowań i zbieraniem różnych informacji, w internecie i u znajomych.
Ula miała wtedy pół roku. Lot odbył się na trasie Gdańsk - Wrocław i z powrotem. Naszym środkiem transportu był całkiem niewielki turbośmigłowiec eurolotu. 
O tym, że lotniska są przyjazne dla dzieci pisać nie muszę. Przewijaki, pokoje dla matki z dzieckiem, wszystko jest. teraz garść przydatnych informacji po kolei:
Walizkę oddałam przy odprawie. Została mi Ula (jeszcze nie chodząca), wózek (specjalnie wzięłam spacerówkę, bo łatwe sie ją składa niż gondole i co najważniejsze została w jednym kawałku. Wózek w dwóch kawałkach tez przewozić oczywiście można)  torebka i torba Uli (eurolot na szczęście nie wymagał jednej sztuki bagażu podręcznego, więc nie musiałam upychać torebki do torby z pieluchami).
Na szczęście butów ściągać nie musiałam, wiec wszystkie czynności przed wejściem do samolotu zrobiłam z Ulą na ręku, albo w wózku. 
Niestety w Gdańsku wózek z dzieckiem w środku musiałam znieść na płytę lotniska (we Wrocławiu była winda).
Wózek oddałam przy wejściu do samolotu. Udało mi się go złożyć jedną ręką przy uprzejmym przytrzymaniu go przez miłą współpasażerkę. 
Podobno przysługiwało mi i Uli pierwszeństwo wejścia do samolotu, nie skorzystałam z tego. Miejsc było dość, a pasażerów mało. 
Podczas startu i lądowania dawałam Uli pić. Nie płakała w ogóle. Trochę spała, a trochę patrzyła w okienko. 
Niezwykle przydatna okazała się ciepła bluza polarowa z kapturkiem do dodatkowego opatulenia maluszka (na pokładzie było chłodno).
Trzeba koniecznie sprawdzić, czy stoliki są dobrze :zamknięte" Ja tego nie sprawdziłam. Mój na szczęście był, ale obok już nie. Gdyby mój stolik był źle przytwierdzony Ula na pewno dostałaby nim w głowę. 

Lot powrotny bardzo nam się opóźnił i leciałyśmy w nocy. Ula usnęła podczas lądowania. 
Leciałyśmy w nocy z 5 na 6 grudnia. Obie mamy wrażenie, że wśród gwiazd udało nam się zobaczyć coś, co przypominało sanie Świętego Mikołaja. 




Komentarze